Już z samego rana słychać było wrzaski wypełniające całą stację kolejową. A przez co? Przez dwoje kłócących się przyjaciół, nie zważających na wszystko inne dookoła.
- Mówiłam ci kretynie, że masz się wrócić! - krzyknęła brunetka, która po chwili z zamachem rzuciła drewnianą ławką w chłopaka o różowych włosach.
- Nie będę się ciebie słuchał. Robię co chcę i nic ci do tego - zrobił unik i po chwili zaczął zmierzać w jej kierunku. Ich walka nie miała końca. Gdy chłopak tylko pojawiał się przy dziewczynie, aby zablokować jej ruchy, ta skutecznie go omijała wciąż rzucając w niego różnymi przedmiotami lub atakując. Cały peron wyglądał jak po wielkiej wojnie.
- Uspokójcie się wreszcie! Co wy do cholery jasnej robicie?! - krzyczała mała kotka, za którą latał niebieski przyjaciel. Nastała głucha cisza, którą zagłuszył nadjeżdżający pociąg.
Jak na zawołanie dwójka magów rzuciła się do przedziału, przy czym brunetka brutalnie próbowała wypchnąć chłopaka przez okno. Niestety nie udało się jej, a pociąg odjechał.
Przez całą drogę trwała nieustanna "pyskówka". Ayu cisnęła jak najgorsze przezwiska na chłopaka, który odpowiadał jej tym samym. Biedni pasażerowie, że musieli tego słuchać..
Dojechali do małego, pustynnego miasteczka, który wyglądał jak z westernu. Dziewczyna zabrała kotkę i torbę wybiegając z pociągu, a na jej drodze stanął salamander.
- To jaki kierunek? - zapytał spoglądając na obojętną koleżankę. Ta wzruszyła ramionami.
- Znamy się w ogóle? Przepraszam, ale przyjechałam tu z przyjaciółką i nie zamierzam zawracać sobie głowy twoją osobą.
Chłopak na początku ze zdziwieniem przyglądał się dziewczynie, lecz po chwili prychnął śmiechem i ruszył za nią.
.......................................................................
Tymczasem w gildi jak zwykle panowała wrzawa. Wszyscy chlali, śmiali, spali i niewiadomo jeszcze co robili.
- JASNY GWINT! - rozległ się wściekły krzyk, na co cała gildia stanęła w bezruchu. Wszystkie oczy skierowane były na mistrza gildii, który z niezłym wkurwem gniótł kartkę w gigantycznej dłoni.
- Te bachory pożałują za to co zrobiły! - nie przestawał.
Każdy z obecnych spojrzał po sobie porozumiewawczo. Już wiedzieli, że chodziło o incydent tej dwójki na peronie.
.......................................................................
- Natsuu! Długo jeszcze będziemy tak iść? Jestem już zmęczony! - piszczał niebieski kot, przy czym łapał się za wygłodniały brzuszek - Jestem głoooodny!
- Mówiłem ci, że idziemy tak długo jak ona - zakładając ręce za głowę, spojrzał na idącą przed nim dziewczynę, która prowadziła ożywioną rozmowę ze swoją przyjaciółką.
- Nie wytrzymam już! - płakał Happy. Chłopak tylko wywrócił oczami, a dziewczyny tak jak od poczatku drogi ignorowały ich.
Niespodziewanie cała czwórka dotarła do kolejnej stacji, przy której zatrzymał się jeden pociąg.
- Wsiadamy? - spytała Rika.
- Jasne! - rzuciła brunetka wchodząc do przedziału, a za nią jak na komendę chłopacy.
Różówo włosy cały czas obserwował dziewczynę, rozśmieszało go i też irytowało jej zachowanie.
- Wredna suka.. - pomyślał i z cwanym uśmieszkiem podsłuchiwał rozmowę koleżanek.
Po niespełna dwóch godzinach pociąg dojechał do starego miasteczka. Padał deszcz, więc szare kolory zakrywały walory tego miejsca. Staromodne domki, prawie paryskie. Katedra, wielki dzwon i duży targ na środkowym placu miasteczka. Gdyby słońce świeciło jasno, te miejsce byłoby przepełnione ludźmi pełnymi życia, lecz nie przy takiej pogodzie.
Mała brunetka z wielką mapą w dłoni przechodziła właśnie koło pięknej budowli. Zapewne szukała miejsca, do którego mogłaby zawitać. Na mapie kupionej w jakimś przydrożnym sklepie widziała rozległe polany i lasy, a także jeziora otaczające miasteczko Pierrehow, w którym się znajdowała. Zadowolona szła szukając nocelgu do wynajęcia. Jej kroki, tak jak jej przyjaciela było słychać w rozchlapujących się kałużach deszczu. Szła szczęśliwa nie zważając na pogodę i to, że chłopak dalej za nią podążał. W duchu na pewno cieszyła się, że jest przy niej, ale nigdy w życiu by się do tego nie przyznała. Ależ skąd! Przecież to by podważało jej honor i takie tam. No to właśnie jest upartość.
Skierowali się do chatki znajdującej się na południowych alejkach miasteczka, tych "biedniejszych".
Prawdziwe, wiejskie gospodarstwa. Prawie każde miało stodołe i koło siebie pastwiska, które na codzien są zapęłnione bydłem. No nic, przecież trzeba się jakoś utrzymać, no nie?
Zapukała w drzwi. Po chwili usłyszała kroki zmierzające ku niej. Zobaczyła, że drzwi się uchylają, a w nich stoi mała staruszka, za którą stał zapewne jej małżonek. Uśmiechnęła się pogodnie i wpuściła przemoczoną czwórkę do środka.
- Dzieńdobry.. - zaczęła brunetka - My przyszłyśmy w sprawie pokoju.
- Takm tak.. - odpowiedziała staruszka, i spoglądając po nas wszystkich zachichotała. Ja pierdole, o co znów chodzi? Pomyślała zażenowana brunetka czekając na jakikolwiek czyn staruszki.
- Jest was czwórka? Bo wiecie mamy trzy pokoje do wynajęcia po dwie osoby, lecz dwa z nich są już zajęte.
- No to dobrze, bo ja jestem tylko z przyjaciółką - powiedziała, wskazując na małą kotkę.
- Ach.. A to kto? - wskazała na różowowłosego chłopaka.
Brunetka spojrzała na niego z pustym wzrokiem, po czym zwróciła się do gospodyni.
- On? To mój prześladowca, nie chce mi dać spokoju. Niech pani go ignoruje, może w końcu sobie pójdzie.
- Nigdy. - powiedział chłodno chłopak.
Staruszka ciepło się uśmiechnęła i nic nie mówiąc podała dziewczynie kluczyk. Gdy ta wchodziła już po schodach, a za nią "prześladowca" staruszka zachichotała.
- Ciekawe.. Mam nadzieję, że się pomieszczą - po czym spoglądając na męża powiedziała - Borys, przynieś temu chłopaczkowi materac i jakąś pościel. Po jej słowach staruszek ruszył na piętro niosąc materac oraz puchową poduszkę z kocem. No przecież lepsze to, niż spanie nia podłodze.
-------------------------
Taka tam dłuższa przerwa, ale wchodząc ostatnio na bloga pomyślałam : a co tam. może jeszcze coś napiszę? I stało się to właśnie teraz.